Już kiedyś pisałam Wam, że dostaję feedback ze środowiska, że pielęgniarstwo to gówniana robota, bez perspektyw i szacunku, a w dodatku to marnie płatna. Taka robota dla frajerów, co lubią pomagać i liczą na okruchy z lekarskiego stołu.

Prawda jednak jest inna.

Pielęgniarstwo mocno ewoluowało pod wieloma względami. Do lamusa odeszły służebność, misja czy powołanie. Wyparły je: wiedza, doświadczenia, profesja i rosnący prestiż.

To przede wszystkim samodzielny zawód, którego kompetencje określone są na mocy ustawy.

Ale jeśli my sami – każdy indywidualnie nie uwierzy, że wykonuje zawód najbliższy pacjentowi i jest równoprawnym członkiem zespołu interdyscyplinarnego to nie oszukujmy się, stoi w miejscu, kończąc na narzekaniu i roszczeniach.

Ja osobiście nie jestem osobą, która czeka, aż dostanie coś od życia osobistego czy zawodowego przypadkiem. Nie biorę wszystkiego co przynosi prąd. Można powiedzieć, że idę wręcz pod prąd.

Lubię wyzwania, adrenalinę, lubię połączenie wiedzy teoretycznej w praktyce. Chcę się rozwijać i inwestuje w to, bo to moje świadome wybory, mój czas i środki. Nie obchodzi mnie stanie w miejscu, bo to cofa, nie rozwija.

Ale chyba najważniejszy jest fakt, że wiem czego chcę i oczekuję. Wiem jakie mam cele i dążę do ich realizacji małymi krokami. Na co dzień otaczam się ludźmi, którzy są dla mnie inspiracją, przyjaciółmi, którzy mnie wspierają i szanują moje decyzje.

Czyli mogę powiedzieć, że jestem szczęściarą, taką trochę w czepku urodzoną?

Nie! Nic bardziej mylnego, ja po prostu wiem czego chcę od życia i to biorę.

Czy, i w ogóle kocham być pielęgniarką?

Pewnie, że kocham swój zawód. Teraz nie widzę innej ścieżki rozwoju dla siebie. Pielęgniarstwo rozwija mnie na wielu płaszczyznach.

Dzięki połączeniu teorii z praktyką wiem, jak reagować na sytuacje, których doświadczam na co dzień.

Choć przyznam, że na śmierć pacjenta nigdy nie jestem gotowa. Trudno pogodzić mi się w takiej chwili, że go tracę. Za i ze swoimi pacjentami walczę do samego końca, pobudzam do działania, dodaję otuchy, by nie tracili nadziei, motywuję do działania i nie rozpieszczam. Towarzyszę im od chwili narodzin po sam kres życia. Uświadamiam, że życie i zdrowie to najważniejsze, i nie do kupienia za żadne pieniądze. Edukuję i dążę do ich samoopieki.

I choć w oczach wielu mój pokutny wizerunek to wciąż picie kawy i „nicnierobienie” to ja wiem swoje. Bo bywają takie dni, takie noce, takie dyżury gdzie wracam do domu i chcę pobyć sama ze sobą, w ciszy.

Jak mówi Marianna Fijewska „Polskie pielęgniarki to kontrasty, ale łączy je ogromna siła i poczucie niezrozumienia przez Polaków”.

Jestem dumna z siebie i ze swojej profesji. Wiem, że praca przy łóżku chorego jest bardzo obciążająca psychicznie i fizycznie, ale znam też jej wartość.

Przyjmuję z godnością porażki, a krytykę staram się odbierać jako konstruktywną . Każde doświadczenie dobre czy złe uczy mnie. Wyciągam wnioski na przyszłość, przez co jestem silniejsza.

Nie zapominam o relaksie, ten jest mega potrzebny po ciężkim dniu pracy. W ramach zachowania zdrowia psychicznego robię sobie reset. Dobry film, basen, sauna, wizyta u fryzjera czy zwykły manicure czynią wtedy cuda. Dbam o życie prywatne i rodzinne, mam czas na swoje przyjemności przez co nie czuję się wypalona.

Gdy przychodzi kryzys nakładam więcej szminki i idę do przodu.

Tak jestem dumna, że jestem AŻ PIELĘGNIARKĄ!

Wszystkiego najlepszego dla każdej Koleżanki i Kolegi po fachu, życzę spełnienia zawodowego i satysfakcji z wykonywanej pracy!

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *