Dziś opowiem Wam swoją historię.

Pracę zawodową pielęgniarki zaczęłam bezpośrednio po studiach licencjackich. Pełna optymizmu, energii do działania znalazłam pracę swoich marzeń – blok operacyjny.

Zespół jak to zespół. Byłam świadoma tzw okresu wkupnego. Albo będzie akcept albo i nie. Początki fatalnie, nijak nie mogłam odnaleźć się wśród tych ludzi.

Pewnego dnia usłyszałam od jednej dziewczyn z teamu:

Ewka, głowa do góry. Pamiętaj takie to życie jest. A w pracy to nie ma kolegów i koleżanek są tylko znajome gęby. I tego się trzymaj.

Haha śmieję się już na samą myśl o tym. Te słowa przełamały pewną barierę między nami. Po dłuższej współpracy była owszem dla mnie znajomą gębą, ale i prawdziwą koleżanką. Konstruktywnych uwag nie brakowało, ale dzięki temu mocno stąpałam po ziemi pracowniczej.

I z perspektywy czasu, zmiany pracy, zakresu działań mogę powiedzieć jedno. Albo jesteśmy dla siebie prawdziwymi wredotami, albo najlepszymi przyjaciółkami.

I albo nienawidzisz z kimś dyżurować, albo nie możesz się doczekać kiedy oddziałowa ustawi Was razem. Bo i robota idzie, i jest o czym pogadać. Jak dopadnie Cię dołek to współczucie i pociesznie idą prosto z serducha.

Najgorzej trafić w robocie na totalnego mruka, obrażonego na cały świat, co to monopol na prawde sobie wykupił, pozjadał wszystkie rozumy, a przede wszystkim zapomniał jak to on sam startował w pielęgniarstwie.

Czego nienawidzę w fałszywych przyjaciołach w pracy?

Wkurzam się, że dorośli ludzie, a nie potrafią trzymać klasy. I tu nie chodzi czy lubisz kogoś czy nie. Na dyżurze mamy zadania którymi trzeba się podzielić, współpracować, a nie chorobliwie rywalizować na pokaz. Jak coś nie pasuje wystarczy powiedzieć co nie leży, co się nie podoba w cztery oczy i wrócić do roboty. Najgorsze to strzelić focha i liczyć, że ktoś będzie nadskakiwał i zabiegał.

Te czasy minęły. Spuszczona głowa, pokora, służebność, powołanie, misja… Teraz nie króluje śliczny-higieniczny, podporządkowany i bez swojego zdania wizerunek pielęgniarki. Coraz więcej z nas wychodzi z cienia, zna swoją wartość, ma wysoką samoocenę. Jest pewna swoich umiejętności i wiedzy. I niekiedy ta różnica systemu kształcenia robi spore zamieszanie.

Kurcze blade, ale dziewczyny i chłopaki czy wykształcenie to ma być ten czynnik który nas dzieli?

Ja powtarzam jedno. Zakres czynności mamy ten sam czy po mgr czy po LM czy po studium. Dlatego wkurzam się jak chcę powiedzieć coś sensownego, daje fajny pomysł jak tu usprawnić pracę, a tu mur i tekst:

Wielka pani magister się znalazła! Jeszcze stetoskop sobie założyła i doktora udaje.

Jesteśmy dla siebie złośliwe. Pytanie tylko, po co? W tej kwestii tylko jeden komentarz: stetoskop to też narzędzie pracy pielęgniarki, najważniejsze zawsze są higieniczne warunki pracy.

Ale wiecie co? W uszach mi dudni zdanie mojej przyjaciółki, która uważam za kobietę sukcesu i cenię za wiedzę i umiejętności – te strikte pielęgniarskie i socjotechniki.

I jak tak kiedyś sobie ulewałyśmy żale padł tekst, który zamiótł wszystko:

Ty się od mojego magistra „odpier-papier”. Robiłam go we własnym czasie wolnym, za własne pieniądze i z własnej nieprzymuszonej woli. Mamy te same zadania i wywiązujmy się z nich jak najlepiej. Swoje kompleksy zostaw w domu,a nie tu w pracy szukasz odregaowania.

I nie ma zasady czy dyżur masz ze starszą czy młodszą, czy może jesteście w tym samym wieku.

Chodzi o to, że ten jad w środowisku ktoś kiedyś zasiał. Po kilku latach w zawodzie obserwując różne relacje w zespole powiem jedno.

Jeśli ktoś nie chce się do Ciebie odezwać, nie wykazuje inicjatywy nawiązania kontaktu czy współpracy to ewidentnie ma problem sam ze sobą.

Głęboko w środku jest mega zakompleksiony i jeśli sam nie zechce się otworzyć czy zmienić usposobienia to na marne twoja energia i zapobieganie o kontakt.

Jedno sie nasuwa: mądry buduje mosty i wiek nie stoi wtedy na przeszkodzie. Nierozsądny je pali, i później jest sam jak palec.

Co w oczy kole koleżanki z branży? Totalne głupoty: czyjeś powodzenie, sukces, dobre relacje wręcz takie partnerskie, kolor paznokci, nowa fryzura, że auto zmieniłaś czy mieszkanie kupiłaś. Dlatego też często gonimy z jednej roboty do drugiej, by zachować ten wyższy poziom życia. Pytanie tylko czy to jest ta dobra droga?

Jednym słowem sukcesy innych stają się motorem napędowym do bycia zakompleksioną babą, co tylko czeka, aż noga się omsknie. Plucie jadem o głupią złotówkę psuje relacje w zespole.

W pracy pielęgniarki jest zauważalna ogromna różnica wiekowa, nie ma tej płynnej zastępowalności, brakuje nowych adeptów. Warunki pracy, płacy i atmosfera nie są zachęcające. Różnica pokoleń to też różnica stylu bycia i wyrażania swojego zdania. Dlatego warto uczyć się przez całe życie i otwierać na nowe. Połączenie wiedzy i doświadczenia z kreatywnością idą w parze. Nie bójmy się tego!

Dlatego dziś mimo, że jesteśmy najliczniejszym elektoratem nie możemy przeforsować wiele na swoją korzyść. Brakuje jedności, solidarnosci, prawdziwej gry zespołowej.

A wystarczy zdjąć klapki z oczu, porzucić stereotypowe myślenie i zagrać do jednej bramki.

Ale zmiany najpierw trzeba zacząć od siebie. Najważniejszy efekt końcowy! Przypomnę Wam jedno: najważniejszym elementem budulcem każdej organizacji są LUDZIE! Zgrany zespół jest w stanie osiągnąć więcej. Skłóconym teamem zawsze łatwiej manipulować. Decyzja zależy od Ciebie, do której bramki grasz!

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *